top of page
Zdjęcie autoraROBERT KOZUBAL

Święty ogień jazzowej tradycji

Zaktualizowano: 24 paź

Ich płyty lśnią, wręcz skrzą się od wpływów. W przeciwieństwie do wielu innych nie wypierają się inspiracji. Ze swojej odtwórczości zrobili sztandar, którzy niosą pewnie i wysoko. Jazz dla nich brzmi wciąż jak wtedy, gdy w klubach można było posłuchać największych.

 

Lyder Røed Quintet Upside Down

Urodził się w 1994. Od trzech lat nie było już Milesa, od dawna Coltrane'a, a Lee Morgan kojarzył się większości najwyżej z marką dżinsów, a nie genialnym trębaczem, który padł trupem na scenie. Kiedy Lyder  chodził do szkoły, uczył się grać na trąbce wokół królowały klimaty tak odległe od starej jazzowej szkoły, jak Wagga Wagga (Australia) od Mamou Teliko (Afryka). Lyder Røed dorastał, mężniał, tworzył składy, sam w inne wpadał i z nich wypadał, aż w końcu w wieku 30 lat nagrał tę płytę, moim zdaniem najlepszą płytę w dorobku. Jest to album wyjęty wprost z szalonych lat 60. Album swingujący, bujający, melodyjny, pełen charakterystycznych zagrywek, z wytyczonymi jasno rolami. Ani przez moment nie jest jednak przewidywalny - no, przynajmniej, dla mnie laika, a nie muzyka.

Jest to album radosny. Czuć, że muzycy fajnie się bawią tworząc swingujące światy. Lyder zebrał ten kwintet z tych ludzi, z którymi mu się najlepiej dotąd muzykowało, więc można powiedzieć, że jest to Lyder All Stars. Wbrew pozorom nie jest to tylko żartobliwy bonmot i banał, a sprawa na tyle istotna, że słyszalna. Przestrzeń wypełniają iskry interakcji, wymiany, wzajemnych zagrywek. Muzyka kwintetu Lyder Røed inspirowana jest Artem Blakeyem i Jazz Messengers, Natem Adderleyem,czy Royem Hargrove'em z czasów współczesnych.

Płyta powstała szybko. Jak podkreślają młodzi muzycy nie ma tu kombinacji i abrakadabr studyjnych. Nagrano ją w ciągu tygodnia w studiu Flerbruket. Całą muzykę napisał i zaaranżował lider-Lyder, a wszyscy byli nagrani w tym samym pomieszczeniu, bez żadnej obróbki końcowej ani edycji poza miksowaniem i masteringiem.

Mówię wam, dajcie się porwać kwintetowi tego młodego Norwega!




 
The Headhunters “The Stunt Man”

Podskakujemy o dekadę, w dekadenckie, cudowne, wspaniałe, spokojne, bezkonfliktowe (w Europie i USA) lata 70-te. Dzwony to norma, kontrkultura poszła już do łóżka z biznesem i w zasadzie codziennie jedzą śniadanie, Bonda gra przystojniak, który dotrwa do urodziwej po angielsku Żelaznej Damy, muzycy rockowi testują wszystko, co wyprodukuje narkotykowe podziemie, a Herbie Hanckock tworzy “Łowców głów” i pomimo idiotycznych okładek swoich płyt osiąga jazzowy Olimp, nieboskłon i Kreml.

 

Zespół nie przetrwał, ale się nie rozpadł. Jazzowy ogień olimpijski w The Headhunters wciąż nieprzerwanie dzierżą Billy Summers grający na instrumentach perkusyjnych i perkusista Mike Clark. Co jakiś czas wracają z nowym składem i nowym materiałem pod starym szyldem. Wyraz nowy powinien być wszakoż zamknięty w cudzysłów, bo im wcale nie chodzi o nowe. Im idzie o stare właśnie! Ja ich doskonale rozumiem, bo też chciałbym, żeby było jak było. Oni chcą, aby muzyka brzmiała jak wtedy, gdy rodziło się i stadiony wypełniało fusion, grają więc z werwą w tym stylu. “The Stunt Man” to kolejny, zanurzony w przeszłości album. Posłuchajcie ESP, utworu Wayne'a Shortera, z doskonałym popisem saksofonu Donalda Harrisona, a jeszcze lepiej Embraceable You - kawałku, który wije się jak roznegliżowana tancerka w klubie pod wiszącą u aksamitnej powały złotą, błyskającą wokół, szklaną kulą. Szklana kula to zresztą doskonały obraz lat 70-ych. Jest obła, piękna, nieużyteczna, niepraktyczna jak ówczesne długie kołnierze u koszul, albo rewolucja w Angoli. Ale żartów nie ma kochani, gdyż tę genialną pościelówę stroił sam George Gershwin! I jeśli obierzecie ją jak cebulę z własnych projekcji i skojarzeń z naszym 007 Borewiczem i jego perygrynacjami klubowymi, to naprawdę poczujecie moc tej melodii i głównego tematu.

 

I paradoksalnie: świat muzyczny obrócił się od pierwszego longplaja Łowców Głów wielokrotnie. Tkwi obecnie zupełnie w innych konstelacjach. To pozwoliło mi słuchać tej płyty The Headhunters jak zupełnie świeżutkiego towaru. Próbować go jak mleka stawianego onegdaj pod drzwiami (kto pamięta?).




60 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page