top of page
Zdjęcie autoraROBERT KOZUBAL

Polska Jazzda: Cenkier I Skwirut

Są jak Hania Rani z turbodoładowaniem rakietowym, jak spotkanie skandynawskiego, zamyślonego jazzu z żywiołową, polską ornamentyką melodyczną. Większość z ich utworów to poetyckie, uduchowione, długie i natchnione misteria, po zakończeniu których zostaje drażniąca pustka i cisza. Ale są też prawdziwe rakiety.


Gdzie w Polsce spotkać najlepszego widza?

Na domówkach! To tam, na tych mikro koncertach, jest nie tylko fan muzyki ambitnej, ale również najczęściej człowiek z otwartym umysłem, który wręcz szuka zespołów nieoczywistych, przekraczających granice gatunkowe. Takim zespołem, który ciężko zaszufladkować jest z pewnością istniejący od lutego 2024 krakowski duet Cenkier I Skwirut. Spotkałem się z nimi przed ostatnim koncertem ich długiej, późnojesiennej trasy koncertowej, odbyliśmy niekrótką i bardzo interesującą rozmowę o koncertach, muzyce oraz wyzwaniach rodzimego rynku muzyki improwizowanej.


Pech kontra bas

Bardzo chciałem ich posłuchać na żywo. Spodziewałem się, że utwory, jakich słuchałem i oglądałem na klipach w internecie ze sceny będą brzmiały jeszcze lepiej, będą jeszcze dynamiczniejsze, a ich otwarte, pozwalające na niemal nieograniczone improwizacje struktury zapadną mi w pamięć na długo. Zastanawiałem się, jak brzmi to - jak dla mnie - nieoczywiste, niecodzienne i nieco dziwaczne połączenie żywiołowych i harmonizujących klawiszy z królem rytmu, kontrabasem osnutych tłem elektroniki.


Oskar Cenkier i Miłosz Skwirut

I wtedy omal nie okazało się, że z takiego koncertu nici. Miłoszowi Skwirutowi, na samej końcówce trasy, lekkiemu uszkodzeniu uległ kontrabas, wyglądało więc na to, że ostatni koncert w Łodzi musi zagrać na gitarze basowej. Byłem tak zafiksowany na tym, żeby posłuchać ich w oryginalnym instrumentarium, że jakimś cudem załatwiłem inny kontrabas, dzięki nieocenionej pomocy pewnej profesor zwyczajnej z łódzkiej Akademii Muzycznej, której jestem przeogromnie wdzięczny, że wsparła duet w trybie ekspresowym.


Oskar Cenkier i Miłosz Skwirut wyrastają z jazzowego pnia i nie zamierzają temu przeczyć. Miłosz Skwirut skończył krakowską Akademię Muzyczną, która uchodzi za synonim przywiązania do tradycyjnego grania jazzu. Z kolei Oskar, choćby bardzo się wypierał jazzu (a nie wypiera się) to wystarczy chwila z ich muzyką, aby usłyszeć w jego grze silne jazzowe wpływy. Jest więc to niewątpliwie duet jazzowy, zwłaszcza, że sami panowie mówią: wszystkie utwory posiadają wprawdzie luźne szkielety, ale reszta to szaleństwo improwizacyjne.


Jazz z plusem


Jednak w ich brzmieniu, ich pomyśle na muzykę jest zdecydowanie coś więcej niż jazz. Tylko co to jest? Jak sklamrować ich krótką definicją? Sami muzycy mówią o wykonywaniu muzyki drogi – ale to zbyt pojemne określenie. Z pewnością jest tam sporo ambitnego ambientu, a także dużo, bardzo dużo muzycznej duchowości. Czym to się objawia? Ich utwory są duszne, niemal hymniaste, charakteryzują się długimi, powtarzanymi wielokrotnie frazami, automatycznie wprawiającymi słuchacza w kontemplację bliską muzycznej medytacji, w atmosferę niemal mistyczną. I – do licha z synonimami – ta muzyka jest po prostu melodyjna, łagodna, kombinowana akurat dokładnie w takiej proporcji, aby melodia nie znikała w zawijasach, uskokach, załamaniach, aby zawsze dawała się wyłuskać. Sprzyjają temu podążające za improwizacją wokalizy Oskara, kojarzące się chcąc nie chcąc z Keithem Jarrettem.


- Na tej trasie niemal wszędzie powtarzał się taki scenariusz: najpierw zaciekawieni widzowie oczekiwali jazzowego grania, a kiedy już zaczynaliśmy, czuliśmy najpierw rodzaj pozytywnej konsternacji, następnie coraz cieplejsze emocje płynące w naszym kierunku, a na koniec zawsze ktoś podchodził po koncercie i mówił: kurcze, spodziewałem się zupełnie czegoś innego – mówi Miłosz Skwirut. Oskar dodaje: - W jednym z domów kultury sugerowano nam nawet nieśmiało, że gdybyśmy zrezygnowali z określenia koncert jazzowy, publiczność mogłaby być liczniejsza.


Jak dla mnie Cenkier I Skwirut należą do nowej fali polskiej muzyki improwizowanej, której jest za duszno w audytorium pod nazwą „jazz”, do grupy zespołów, które w mniej lub bardziej wyzywający sposób chcą muzycznie przekroczyć jazzowy kontekst. I nie chodzi o teatralne wywracanie mentalnych stolików czy demonstracyjne odcinanie się od jazzowego grania poprzednich pokoleń. Odnoszę raczej wrażenie, że dojrzałe aranżacje to zbieg doświadczeń muzycznych obu panów, które dają mieszankę stylistyczną, którą można umownie nazwać „jazzem plus”.

- Nie miałbym nic przeciwko temu, abyśmy mielić być współtwórcami takiej nowej fali – kwituje moją opinię Cenkier i dodaje szybko, że tworząc muzykę skupia się jednak na muzyce, a wnioski pozostawia słuchaczowi.


Starzy wyjadacze


Cenkier I Skwirut

Wspomniałem o doświadczeniu obu muzyków. Jest ono niemałe. Miłosz Skwirut poza własnym zespołem na stałe koncertuje z Kraków Street Band, z którym nagrał cztery albumy, a także z Knedlove oraz Ablaye Badji Band. W przeszłości współpracował także m.in. z zespołami i artystami takimi jak Quindependence, Michał Salamon, Companions, Susanna Jara, Hot Tamales, czy The Magic Juice, Daddy’s Cash. Ponadto ma na koncie dwa solowe albumy - Road Movies (2019) i Unspoken (2023).

Oskar Cenkier więcej tworzy solo. Nagrał dwa albumy. W 2018 roku zadebiutował płytą Bastion, na której zagrał na wszystkich instrumentach i samodzielnie zajął się produkcją. Płytę w całości zaprezentowano na antenie Programu Trzeciego Polskiego Radia w audycji Ciemna Strona Mocy. Najnowsza płyta studyjna Cenkiera, Miła, ujrzała światło dzienne w kwietniu 2022. Po za tym Cenkier współtworzy polsko-ukraiński progresywny kwartet Fren, od 2019 jest również członkiem krakowskiego noir-jazzowego zespołu Fraktale. Pisze muzykę do filmów, spektakli teatralnych, słuchowisk i układów choreograficznych.

Na własne uszy, w Łodzi, w klubie Cyrk Pod Zielonym Xsiężycem, przekonałem się, że to nie są żadni nowicjusze czy debiutanci.


Jak to brzmi na żywo?


Jak widać to spotkanie dwóch światów muzycznych musiało wydać oryginalny owoc. Na koncercie panowie grają więc bezkompromisowo, ich utwory mają wprawdzie wyważone akcenty i jasne i czytelne struktury, ale budują muzykę tak, aby obaj mieli wystarczająco dużo miejsca i czasu na improwizacyjne szaleństwo.


Koncert łódzki był bardzo udany, słychać było wyraźne „ogranie” materiału, wzajemne wyczucie obu instrumentalistów i choć całość obleczona była mgłą improwizacji to nie czuło się ani krztyny przypadkowości. Duet ma zgrabnie poukładany repertuar, utwory są długie, pozwalające na pełne wybrzmienie tematów. To była taka prawdziwa muzyczna podróż w nieznane, w którą warto, aby wybrali się nie tylko fani jazzu, ale także miłośnicy rocka progresywnego czy dark-ambientu. Wszyscy będą zadowoleni, ponieważ – jako się rzekło – ta muzyka jest do tego po prostu przyjemna.



Gdybym miał ich opisać krótko rzekłbym: Są jak Hania Rani z turbodoładowaniem rakietowym, jak spotkanie skandynawskiego, zamyślonego jazzu z żywiołową, polską ornamentyką melodyczną. Większość z ich utworów to poetyckie, uduchowione, długie i natchnione misteria, po zakończeniu których zostaje drażniąca pustka i cisza. Ale są też prawdziwe rakiety.


Na scenie jest ich wprawdzie dwóch: Oskar Cenkier i Miłosz Skwirut ale to krzywdzący pozór, ponieważ używana z rozmysłem elektronika roztacza w ich utworach szerokie tło, jest jak powietrze, wszystko spaja i łączy. Ponadto Oskar Cenkier gra w uniesieniu, za dwóch muzyków. Widać i słychać, że dla niego to nie jest kolejny projekt, że podczas koncertu na scenie zostawia kawał własnych emocji. Miłosz to wszystko zazwyczaj zamyka, klamruje, urytmicznia, choć czasem ucieka w takie szaleństwo, że trudno utrzymać nogi w spokoju.

Grają ze sobą od lutego 2024, jesienią odbyli wspólną trasę koncertową po Polsce (11 miast), podczas której szlifowali materiał.

Moim zdaniem świetnie zaaranżowane i zgrane utwory duetu nadają się dla znacznie szerszej, niż klubowa, publiczności szukającej dobrego, ambitnego grania

Gdzieś przeczytałem, że panowie grają muzykę drogi. Furda tam! Jest dokładnie odwrotnie: to ich muzyka raczej porywa słuchacza w długą muzyczną podróż. Czasem jest to podróż w głąb siebie.

Pytam obu muzyków na koniec rozmowy:

To kiedy płyta?

- W zasadzie nie ma dnia, abyśmy o niej nie rozmawiali, wygląda więc na to, że wydamy ją w 2025 roku - podsumowuje Miłosz Skwirut.


Czekam zatem z niecierpliwością, bo to będzie to z pewnością jeden z oryginalniejszych albumów ostatnich lat w Polskie muzyce, nie tylko improwizowanej.

3 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page